Co się da jak się da obliczam,
niczego nie przeznaczam,
przemalowuję oblicza,
inne przeinaczam.
Niczego nie wytaczam,
niczego nie wytyczam –
nie mam tego w zwyczaju.
Przypadkowy przypadek z pogranicza,
słupek u rozstajów.
Zdrowia i choroby,
natury luźnej i skrzętnej,
inteligencji i przeciętnej głupoty,
częściej nawet ponadprzeciętnej.
Szereg szmiry do opchnięcia,
trochę dobra do rozdania,
parę przypadków do wzięcia,
przebłysków talentu
i beztalencia
do wygwizdania.
Dowcipu i zażenowania,
natręctwa i dobrej rady,
przyjaźni i tolerancji,
arogancji i ogłady.
Śmiałości i niepewności,
poezji, grafomanii,
kultury i, delikatnie mówiąc,
nieprzyzwoitości.
Przyzwoitej uczciwości
i kleptomanii.
Między nie wiem z kim rozmawiam
a myślę, że mówię do kogo innego,
sprawnie zgrabnie się wysławiam
gorączkowo myśląc o czym i dlaczego.
Marzenia ogromne nadzieje małe,
wymieniane z bliskimi przy okazji urodzin,
między pamiętam a pamiętam,
że kiedyś pamiętałem,
ale nie pamiętam o co chodzi.
Widokówka z życzeniami
w przeręblu się kręci,
od zapowiedzi
do świętej pamięci.
23 04 2024